Kronika z pandemii w Radiu Gdańsk

KRONIKA Z PANDEMII W RADIu GDAŃSK

Włodzimierz Raszkiewicz, dzień dobry. Witam! Dziś kawałek świata, do którego zaprosiła mnie Weronika Gasperczyk i jej Bank Wspomnień. Tak to dzisiaj będzie, że z panią Gosią – dzień dobry pani Gosiu, tu wywiad z Panią będziemy robili i będziemy oglądali album rodzinny, bo Ty podobno lubisz i uwielbiasz zaglądać. Tak mama Weronika mówiła.

Gosia: Tak. I mamy na nazwisko Gasperczyk.

Małgorzata i Weronika Gasperczyk, tak?

Tak.

A co z tym albumem?

Z tym albumem to historia jest taka, że kiedyś telefon spadł mi na schody ruchome i się roztrzaskał. Okazało się wtedy, że nie mamy żadnych kopii zapasowych zdjęć i że ileś zdjęć straciliśmy i właściwie nie wiemy jakie tak do końca. A potem chciałam robić albumy ze zdjęciami i chciałam pięknie Gosi przygotować album itd. Okazało się, że mamy pełno jakichś folderów na różnych komputerach – zrzut z komóry Weroniki, zrzut z komóry Arka. Prawie żadnych dat. I teraz weź tu człowieku poukładaj to wszystko i coś z tym zrób. A jeszcze do tego – tak jak rozmawialiśmy – wpadłam na absolutnie szalony pomysł, a z drugiej strony dla mnie to było absolutnie logiczne: jak się zaczęła pandemia, to trzeba ją dokumentować.

No właśnie i Ty masz taki apel: dokumentujmy czas pandemii.

Dokumentujmy czas pandemii i rejestrujmy nasze wspomnienia, bo jeżeli ich nie zarejestrujemy, to one przepadną. Zostaną te zdjęcia na komórkach, ale czy za 10 lat będziemy pamiętać, dlaczego właściwie my robiliśmy zdjęcia pustych półek w sklepach?

Nawet podpowiadasz, że ja Wam w tym pomogę.

Zdecydowanie pomogę. Wymyśliłam na bazie tego, co my robimy w domu – 7 kroków jak zrobić sobie album albo kronikę. Wymyśliłam, że to bardziej jest kronika niż album. Taka kronika jak robiliśmy w szkole.

Będziesz robiła warsztaty? Pandemiczne, popandemiczne?

Tak.

Teraz już nie wiem, czy ta pandemia jest, czy istnieje, czy nie istnieje.

No właśnie ja też zupełnie nie wiem. Jak patrzę na zewnątrz, to mam wrażenie, że nie istnieje, a po wynikach i po tym, ile osób jest chorych, to mamy wrażenie, że jednak chyba jest pandemia.

Gdy o tym napisałaś na Facebooku, to pomyślałem sobie: ale co za szalony pomysł, o pandemii to najlepiej zapomnieć.

No właśnie, pandemię lepiej zapomnieć i wierzę, że są takie osoby, którym jest bardzo trudno z pandemią, straciły bliskich. Z drugiej strony psychoterapeuci i psychologowie na przykład mówią, że napisz pamiętnik, zapisz kilka stron w pamiętniku, zrzuć te emocje, niech one zostaną na papierze. Jak będziesz chciał/chciała do nich wrócić – okej. A jak nie, to może trzeba je zamknąć w jakiejś kopercie, włożyć do jakiegoś zeszytu.

Pamiętnik to ja rozumiem, ale zdjęcia? Co tam może być na tych zdjęciach? Ja być może nie mam wyobraźni fotograficznej. Ludzie w maseczkach i koniec?

Ludzie w maseczkach to jest raz. I to jeszcze w maseczkach uszytych na przykład przez siebie. Dlaczego akurat masz taki wzór na maseczce, a nie inny? Ja na przykład mam takie wspomnienie z początku pandemii, z marca, że odbija się słońce o piątej czy szóstej rano w biurowcu, który tutaj niedaleko mamy. Dla mnie takie jest wspomnienie pandemii, że ja o piątej czy szóstej rano oglądałam wschód słońca, który jeszcze mi się odbijał od biurowca i nie pozwalał mi pracować, tak mi na monitor świecił. A musieliśmy pracować od piątej rano, bo praca przeniosła się do domu i Gosia się przeniosła do domu. Zamiast być w przedszkolu w ciągu dnia, to była tutaj w domu, więc nie było wyjścia. Żeby wypchnąć pracę, nad którą trzeba się skoncentrować, to trzeba było wstać skoro świt.

Ja ten czas pandemii pamiętam bardzo pozytywnie i tak go odbieram. Taki czas ciszy i spokoju.

Tak, ten początek to była cisza i spokój. Nagle było zupełnie pusto w parku.

Być może dlatego, że ja nie mam małych dzieci.

Myślę, że osoby, które mają małe dzieci przeżyły pandemię inaczej, bo się to wszystko skomplikowało, dzieci zostały w domu. Teraz trzeba było nie dość, że zadbać o siebie, wytłumaczyć dzieciom jak to zrobić. Nie wiem, czy pamiętasz, ale rok 2 miesiące temu uczyliśmy się wszyscy od nowa myć ręce, że te ręce rzeczywiście trzeba długo myć. Jedna z takich podstawowych rzeczy, to tłumaczyliśmy dzieciom – w albumie mam takie apele do dzieci – jak myć ręce. Najpierw brzuszki, paluszki itd. Jak te wszystkie kawałki tych rąk umyć. Nawet ulotki wydrukowane.

Rzeczywiście tak było.

No właśnie. Ponad rok później wielu z nas może o tym zupełnie nie pamiętać.

W samochodzie woziłem płyn dezynfekujący.

No właśnie, płyn dezynfekujący. U nas na zakupy chodził Arek, u mojego taty w domu jego żona chodziła na zakupy i oni wymieniali się memami i hasłami: czy u was na zakupy też chodzi ten, którego mniej szkoda?

W ten sposób. [śmiech] Ten pierwszy aloesowy pamiętam, że wystałem w kolejce. Na początku pojawiły się przepisy.

Pojawiły się przepisy. Wszystko zniknęło, maseczki zniknęły, one strasznie podrożały. Jak spojrzałam ostatnio – chyba nawet screena zrobię z telefonu – na Allegro jak kupowałam maseczki, to cena mi się wydawała normalna. A jak kilka miesięcy później kupiłam, to były dwa razy tańsze, bo wtedy już były zapasy i wtedy maseczki nie były aż tak chodliwym towarem.

Ja pamiętam, jak dzwoniłem do znajomych z pytaniem: macie spirytus? [śmiech]

Właśnie: macie spirytus? Nagle spirytus zniknął. [śmiech]

Właściwie rzeczywiście jest co dokumentować.

Zdecydowanie.

To będzie taki wspominany czas.

Wspominany czas. Niektóre rodziny miały okazję zrobić fajne rzeczy razem, bo popracowali razem. Część aktywności dopiero wtedy zaczęliśmy wykonywać. Znaleźliśmy wtedy nasz ukochany las. Rok temu siadłam do mapy i stwierdziłam: wiecie co, znudziła mi się tam Dolina Radości, tam jest tyle ludzi i wszyscy tam chodzą. Znajdźmy coś nowego. Znalazłam rezerwat nad Strzyżą. Od roku tam jeździmy.

Do Matemblewa?

Tak, do Matemblewa. To jest nasz ulubiony las, którego nie znaliśmy zupełnie wcześniej. My jesteśmy w Gdańsku od 5 lat i dla nas to jest duże zaskoczenie.

A propos tego miejsca, to ja chciałem zrobić nocną wyprawę ze swoim wnukiem Borysem. Zimą poszliśmy, godzina 21, miała być przygoda z dziadkiem. Okazało się, że idą jacyś ludzie, rozmawiają, ktoś idzie z pieskiem, ktoś myka na nartach biegówkach. Tak to było w nocy w lesie. [śmiech] Gosia podnosi rękę:

Gosia: Ta rzeka, która obok nas płynie to jest Strzyża. Pod naszym blokiem płynie.

To właściwie ta sama rzeka z lasu.

Dokładnie ta sama rzeka z lasu. Ja właśnie w pandemii, jak próbowałam sama ćwiczyć z kijami i chodziłam, żeby poruszać się rano, to postanowiłam prześledzić, gdzie ta rzeka płynie. Od nas poszłam aż do stoczni, bo ona wpada do martwej Wisły. Tak wygląda ten nasz album. To jest taki album w segregatorze.

Na początku powiedziałem, że ja z Gosią będę oglądał, bo ona podobno bardzo lubi.

Tak.

Gosia: Najbardziej to lubię tą kulkę, czyli koronawirus.

Jest rzeczywiście. [śmiech] Jak kartka pocztowa.

Gosia: I kolory!

Tak, tu jest jakieś laboratoryjne zdjęcie fajne, że ten koronawirus nawet ładnie wygląda. Jest pełno memów i różnych haseł, dużo kreatywnych osób porobiło karty i takie rzeczy, czym można uzupełnić. Jak widzisz, tu są puste miejsca, bo mam taką nadzieję, że kiedyś jak to się skończy, to uzupełnię, że pandemia trwała w latach takich i takich i mamy już ją za sobą. Mam tu jakieś fragmenty z kalendarium, pamiętnik i są też takie rodzinne wspomnienia, jak na przykład z Gosią na początku mnóstwo gotowałyśmy w kuchni. Okazało się, że wszyscy jesteśmy w domu całą dobę i nagle trzeba ciągle gotować. Okazało się, że trzy osoby w domu i gotujemy non stop, bo przedszkolak, który normalnie w przedszkolu jadł obiad, to teraz w domu oprócz śniadania i kolacji jeszcze potrzebował trzy dodatkowe posiłki.

Do tej pory mnie dziwi, że pandemia oznacza kryzys, niepokój.

Zdecydowanie, pamiętam to.

A wszyscy przytyli.

Wszyscy przytyli, bo nagle zaczęliśmy piec, gotować i różne inne rzeczy robić. A propos tych drożdży jak się śmiałam – to jest jedna z takich historii, Arek mi wysyłał, bo nie wiem, ile tygodni polował na drożdże, bo drożdży zabrakło.

Ja miałem to samo.

No właśnie. Wszyscy zaczęli piec ciasto albo chleby domowe i się nimi objadać.

Robić zapasy.

Robić zapasy. Ja przeczytałam gdzieś, że proces tworzenia drożdży to jest kilka tygodni, żeby je wyprodukować. Nawet jak fabryka dzisiaj dostanie informację, że ma tego być więcej, to te drożdże się pojawią za kilka tygodni. Nie wiem, czy to jest urban legend, nie miałam tego jak sprawdzić, ale słyszałam, że jeszcze z powodu 1410 zabrakło drożdży.

Do tej pory odkryłem puszki z kukurydzą, słoiki pesto. [śmiech]

Ten album u nas wygląda tak, że ja oprócz zdjęć tam zapisuję różne rzeczy. Można opisać: jaki zrobiłeś najgłupszy zakup pandemiczny albo czego kupiłeś najwięcej? Kalkulator w Stanach Zjednoczonych, ktoś wymyślił zupełnie prosty na stronie internetowej – jak masz tyle rolek, tyle osób w domu i tyle zużywasz papieru na jedno posiedzenie, to wystarczy ci papieru na 18 dni tego, co masz w chałupie. Mam to wydrukowane, coś policzyłam.

Ja pandemii zawdzięczam to, że nauczyłem się robić chleb domowy.

Na przykład. Takich rzeczy jest ileś. Ten nasz las.

Sam już jestem przerażony, bo ja ją będę wspominał pozytywnie.

No i dobrze, bo nie każdy ją przeżuł bardzo źle. My byśmy pewnie przeżyli inaczej, gdyby nie małe dziecko w domu, bo też jest jakiś stres związany z tym.

U Was był podobno problem z logistyką.

Zdecydowanie był kłopot z logistyką, bo dwie prace. Moja zawsze była zdalna, Arek nagle nam się przeniósł do domu. To może Arek powie, jak to było śmiesznie.

Arek: Mnie się pandemia kojarzy w miarę pozytywnie, choć dla niektórych to może być szokujące, bo nagle zacząłem wstawać przed piątą rano i od piątej rano pracuję. Pracuję w takim trybie przerywanym, bo pracuję do mniej więcej 6:30-7, kiedy dziewczyny tak naprawdę wstają. Odstawiamy Gosię do przedszkola na szczęście już, a później znowu pracuję. Na szczęście, dzięki temu, że wstaję przed piątą, to kończę o piętnastej.

Potrafisz? Ja jestem sową, nie skowronkiem. Dla mnie piąta z kawałkiem to jest środek nocy właściwie. Ja przed piątą kładę się spać czasem.

Arek: Okazuje się, że o piątej są też fajne audycje radiowe, tak że też można ich posłuchać, żeby nie być samotnym o piątej. Teraz jest w miarę jasno, ale zimową porą jest dość ciemno i ponuro.

Dla nas jednym z takich kłopotów było to, że nagle trzeba wymyślić posiłki. Gosia uwielbia posiłki u siebie w przedszkolu i obiady, a my musieliśmy trochę stawać na rzęsach. My na co dzień z Arkiem, jak jesteśmy sami w domu, to zupełnie inne rzeczy jemy. Nawet jak Arek pracuje z domu, to my sobie jakiś makaron na patelnię czy coś zrobimy. Gosia ma zupełnie inne potrzeby i zupełnie inny smak. Okazało się, że jesteśmy kompletnie niekompatybilni i trzeba nie wiadomo, ile tych posiłków robić. Jeden z żartów, który mnie super śmieszył – memów, które się pojawiły – kobiety zrozumieją, a zwłaszcza tam, gdzie są dzieci, że jakim cudem nie wychodzimy z domu, a pierzemy trzy razy więcej? Nagle się okazuje, że pieczemy, gotujemy, malujemy. Wydawałoby się, że jak nie wychodzisz z domu, to ciuchów powinno być mniej do prania. A wcale ich nie było mniej. [śmiech]

Zauważyłem, że u mnie w kuchni też się bardziej brudziło. Tej pracy było więcej.

Tak, ciągle w tej kuchni sprzątasz, ciągle kolejny posiłek.

Jesteś jedyną osobą, którą znam robiącą album.

Naprawdę?

Naprawdę. Jeżeli ktoś robi albumy, znam takie osoby, to one robią z wyjazdów najczęściej.

Myślę, że my jakiś czas temu też mieliśmy taką perspektywę i raczej z wyjazdów robiliśmy. Mieliśmy album ze ślubu, album z podróży poślubnej.

To są tradycyjne, rodzinne uroczystości – śluby, chrzciny.

Tak, zdecydowanie takie rodzinne uroczystości plus wyjazdy. Ja od jakiegoś czasu prowadzę coś, co tak naprawdę jest rodzinną kroniką. Ja mam takie podejście, że sama chciałabym zobaczyć albumy z codzienności mojej babci, jak była mała albo prababci. Wiadomo, że wtedy było dużo mniej zdjęć i one były mniej dostępne i były drogie. To, co my robimy, czyli ta kronika, którą ja prowadzę to jest taka kronika codziennego życia. Ja tam nie uprzątam nie wiadomo jak mieszkania do zdjęć.

Twój album wygląda trochę jak relacja na Facebooku – dzień po dniu.

Trochę tak.

Zdjęcie-opis, dwa zdjęcia-opis.

Trochę tak. On się trochę wywodzi z takiego ruchu. Scrapbookerki, czyli dziewczyny, które robią takie bardziej kreatywne albumy, robią albumy: dzień z życia i tydzień z życia. To robią raz na rok. Jak w tej chwili wygląda nasze życie czy dzień od wstania do pójścia spać? Co kto robi o której? Co gotujemy? Co jemy? Jak się ubieramy?

Taki standardowy dzień?

Tak, taki standardowy dzień. Potem rok później znowu robią taki standardowy dzień.

Takie wyzwanie to ja rozumiem, bo raz do roku to każdy potrafi się sprężyć.

Moim zdaniem tak.

Tak z dnia na dzień to nie wiem, czy wystarczyłoby mi cierpliwości i tej stałości.

No właśnie – cierpliwości, systematyczności itd. To też trzeba mieć jakieś podejście konkretne do życia, do wspomnień i tego, co albo chcemy dziecku zostawić po sobie albo komukolwiek innemu. Miałam taki pomysł, że jeżeli ktoś nigdy nie miał do czynienia z albumami, to może zacznie od takiej kroniki z pandemii. Pandemię przeszliśmy wszyscy czy jesteśmy w jej trakcie. Wiele tych przeżyć mamy bardzo podobnych, bo było nam trudno, potem się zastanawialiśmy co zrobić, niektórzy z nas polowali na szczepionki, jak się dostać na szczepionkę. Nagle się okazało, że dużo osób się zaczęło uczyć przez internet, pracować z domu. Część z tych wyzwań jest bardzo podobnych. Taki album czy kronika z pandemii ma początek i koniec. Początek jest w marcu zeszłego roku albo odrobinę wcześniej, a koniec mam nadzieję, że za rok najpóźniej będzie.To będzie taki zamknięty projekt. A że robię go w segregatorze, to też przy okazji jest tak, że możesz zrobić 2-3 strony, dołożyć i znowu na miesiąc zapomnieć. Potem znowu coś wywołać i dołożyć. Z mojej perspektywy to jest fajne wejście właśnie w albumy, w wywoływanie zdjęć.

Co jeszcze – Twoje zdjęcia nie są jakimiś super artystycznymi zdjęciami. To są zwykłe zdjęcia robione komórką.

Właśnie o to mi chodzi. Jestem mamą 5-letniego dziecka – dużo bym dała, żeby zobaczyć, jak wyglądało mieszkanie, jak ja byłam 5-letnim dzieckiem tam, gdzie ja mieszkałam i jak moja mama sobie z tym radziła albo jak moja babcia sobie radziła, jak moja mama miała 5 lat. Czy wszystkie miałyśmy takie same wyzwania? Czy z tym samym się mierzyłyśmy? Czy z zupełnie innymi rzeczami? Jak wygląda ewolucja dnia, jak ten dzień wygląda? Jak inaczej rodziny do różnych rzeczy podchodzą?

Rozumiem, że robisz to trochę dla siebie, żeby przegadać w głowie swoje życie?

Zdecydowanie. Raz, że przegadać swoje życie. Też bardzo bym chciała Gosi po sobie zostawić takiego, że może zajrzeć – kurczę, mamie też było trudno. Nie mamy pewności, czy ta pandemia jest jedyną, którą nas spotka albo spotka nasze dzieci. Wyobraziłam sobie z Arkiem, jak pisaliśmy coś o tej kronice, to napisaliśmy: jak za 50 lat dzieci będą się zastanawiać, czy zakupy dojadą zamówione przez lodówkę automatycznie i czy jak była poprzednia pandemia, to zabrakło papieru toaletowego w sklepach, to będą mieli miejsce, do którego będą mogli zajrzeć – o, nasi rodzice mieli podobne problemy.

Weronika hobby Albumerka, Kronikarka. Albumerka współcześnie fajnie brzmi.

Tak, zdecydowanie. Kronikarz to historii.

Trochę przyprószony kurzem.

Tak, zdecydowanie. Albumerka albo Scrapbookerka, ale to już bardzo obco brzmi. Zdecydowanie namawiam do robienia albumów. Jeżeli nie z pandemii, to zróbmy sobie na przykład teraz album „Jeden dzień z życia”.

Ty pobudziłaś moją wyobraźnię, mówiąc o lodówkach zamawiających jedzenie. Ja pomyślałem sobie o sedesach zamawiających papier toaletowy.

No właśnie. Jak ten sezon za 50 lat zamówi papier toaletowy, to pytanie: czy tego papieru braknie?

Czy będzie przewidywał kolejne pandemie?

Dokładnie. [śmiech] Ja szukając różnych materiałów o epidemiach i pandemiach znalazłam na przykład informację z 1963 roku z Wrocławia. Tam była epidemia ospy. Wrocław zamknęli na cztery spusty. Były takie tabliczki na wjeździe do Wrocławia, że do Wrocławia można tylko wjechać, jeżeli jest się zaszczepionym. Na drzwiach się pojawiły tabliczki, które właściwie mogłyby być dzisiaj: witamy się bez podawania rąk. To są wszystko rzeczy sprzed 50 lat, to wcale nie było tak strasznie dawno temu. Ja sobie wtedy pomyślałam, że te zdjęcia mamy tylko dlatego, że panowie z kroniki filmowej pojechali do tego Wrocławia, nagrali tam film, zrobili zdjęcia i to opisali, że była wizyta czarnej pani we Wrocławiu i na Psim Polu było izolatorium.

Gdzie można Cię znaleźć w internecie?

W internecie można mnie znaleźć na mojej stronie internetowej.

Zaczęłaś robić warsztaty albumowe.

Tak, zaczęłam robić warsztaty albumowe. Przygotowałam bezpłatny mini kurs, jak stworzyć kronikę z pandemii. Mam swoją stronę internetową www.bankwspomnien.pl. Jestem też na Instagramie: bank.wspomnien.

I po herbacie. Dolewka jest możliwa na www.radiogdansk.pl. Włodzimierz Raszkiewicz, do usłyszenia.

0 0 votes
Ocena artykułu
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments